Oglądasz filmy i seriale, czytasz książki.. Czy wiesz, po co to robisz? Chcesz przeżywać emocje. Tyle, że one nigdy nie będą realne w 100% A co jeżeli wszedłbyś do książki i stał się jej bohaterem? To właśnie Westworld zabierze cię w taki świat.

Nad takim wynalazkiem pewnie nigdy się nie zastanawiałeś, ale skrycie o nim marzysz. Ja zaczęłam o tym intensywnie myśleć, kiedy obejrzałam pierwsze odcinki „Westworld”… Oczywiście w naszej literaturze „cudowne” przeniesienia do świata książek/bajkowych opowieści zdarzały się, ale nie w taki sposób. Koło zostało stworzone na nowo.
Opis, który tym razem sporo mi pomógł

Westworld to najnowocześniejszy, wysoko wyspecjalizowany park rozrywki. Tu każdy może spełnić swoje nawet najbardziej mroczne fantazje. Niespodziewana awaria sprawia jednak, że dotychczas usłużne ludziom roboty wpadają w morderczy szał.

Westworld – przygoda, w którym naprawdę bierzesz udział

Na początku ten serial wydał mi się cholernie niezrozumiały. Jakieś strzępki informacji otrzymujemy: są hosty – ludzie roboty, nierealny kawałek świata na Dzikim Zachodzie, w którym znajdują się normalni ludzie i hosty. Obok jeszcze są opowiadane historie twórców całej tej „krainy”… Hosty tworzą pewne fabuły, są tak zaprogramowane, żeby dawać ludziom przyjemność, świetne przygody, genialną rozrywkę. Nie mogłam tego przetrawić na początku, zwłaszcza, że jakoś nie leżał mi klimat, chociaż podchodzi pod steampunk.

Dopiero drugi odcinek zaczął się tak dobrze, że wszystko zrozumiałam – to ma sens, taki rodzaj rozrywki byłby pożądany w realnym świecie. Emocje, które przeżywamy podczas czytania książki dają jakieś 50% zadowolenia. Dreszczyk się pojawia, ale jest chwilowy i słaby. Jakby można było wejść w sam środek tych wydarzeń i przeżyć je na własnej skórze? Stać się głównym bohaterem? Przez chwilę całkowicie zapomnieć, kim się jest? Marzę o tym, naprawdę. Być może tak będzie wyglądała nasza przyszłość, kto wie? Serial powalił mnie swoim pomysłem i już po 2 odcinku miałam ochotę na więcej. Nie rozumiem, czemu w Polsce jest krytykowany. Chyba ktoś musi być totalnie znieczulony na tak dobre koncepcje.

Czułam się jak podczas oglądania „Terminatora”, kiedy miałam 10 lat. Wtedy właśnie pomyślałam: „Wow, to jest genialne i takie realistyczne! Przecież to nasza przyszłość!”.

Temu wszystkiemu towarzyszy świetna gra aktorska, muzyka (opening po prostu mnie rozwalił muzycznie i wizualnie!) oraz klimat.

Ocena wstępna: 4+ (i wielkie nadzieje, że zamieni się to w prawdziwe 6)