Jestem fanką romansideł, ale jeżeli chodzi o książki, zawsze dziesięć razy zastanawiam się, zanim coś tego rodzaju wezmę do ręki. „Napisz do mnie” Daniela Glattauer’a to brutalny tytuł, który niszczy wszelkie dobre wyobrażenia o gatunku „romans” i sprawia również, że nie masz ochoty zagłębiać się w kolejną bzdurną opowieść z cyklu „Samotność w sieci”.

Serce mnie bolało, kiedy zasiadłam do tej książki pierwszy raz. Czułam, że będzie to codzienny dramat: oni poznają się w sieci, spotykają się, tworzą idealny związek, mimo wielu okropnych przeciwieństw losu. Jakby to powiedzieć: kolejna internetowa opera mydlana, którą w dodatku znam z autopsji. Czy się pomyliłam?
Opis a’la Harlequin

Historia miłosna Emmi i Leo. Oboje w połowie trzydziestki. On jest pracownikiem uniwersytetu. Ona projektuje strony graficzne. Pewnego dnia przez błąd w adresie mail Emmi ląduje w skrzynce Leo. Sytuacja powtarza się, wreszcie za którymś razem Leo reaguje.

Napisz do mnie – fabuła (bez dramatu, fajerwerek i lukru)

W „Napisz do mnie” cały czas obracamy się w świecie e-maili, które wysyłają do siebie bohaterowie. To tak, jakbyśmy przetrzepali skrzynkę naszych znajomych i tylko z niektórych słów możemy domyślać się, co ich łączy i łączyło, czy było spotkanie, pocałunki albo seks.

Sądziłam, że bohaterów połączy jakiś dramat, jak to było w przypadku Wiśniewskiego, a jednak okazuje się, że „amor” trafia w osoby całkiem normalne, z (mniej więcej) poukładanym życiem. Zadajesz sobie w pewnym momencie pytanie: O co im chodzi? Po co ta znajomość? Czy naprawdę chodzi tylko o samą korespondencję?

Wiecie co? Jestem chyba jedyną osobą, która lubi romanse, a nienawidzi filmu „Masz wiadomość”. Brzydzi mnie Meg Ryan w tym filmie, w ogóle nie lubię żadnej komedii z nią w roli głównej. I trudno powiedzieć mi, czemu się tak dzieje.

Tutaj muszę przyznać, że wymiana wiadomości nie drażni, nie jest przedramatyzowana jak u pana Wiśniewskiego, nie ocieka też lukrem jak w znienawidzonym „You’ve got mail”. To zwyczajne życie i całkiem normalna sytuacja, która mogła przytrafić się każdemu. Sporo w niej pytań, niedopowiedzeń i dużo flirtu. Jeżeli ktoś flirtować wybitnie nie potrafi, niech sobie „Napisz do mnie” przeczyta. Mocno brakowało mi przemyśleń wewnętrznych bohaterów, ale tego uniknąć się nie da w powieści pisanej w formie listów.
Napisz do mnie – niewiele tu dobrych postaci:

Nie jest ich wiele. Oprócz „zakochanej” pary mamy też kilkoro przyjaciół i rodzinę, ale o tych osobach się tylko wspomina i trudno wyczuć, jakie mają naprawdę charaktery. Przez cały czas czytania tej opowieści, zmieniałam zdanie o facecie – Leo. Raz go uwielbiałam, za chwilę zaczynałam nienawidzić.

W takim razie autor dobrze tę postać wykreowała – kiedy wczuwałam się w słowa pana Leo, przypominałam sobie wielu mężczyzn, którzy pojawili się w moim życiu (tych ciekawszych i mniej ciekawych również). Leo jest więc mieszanką wielu charakterów, natomiast Emmi to typowa dziewczyna, która ma ładny biust i wysokie mniemanie o sobie. Generalnie wcale mnie nie zaskakiwała (może to dlatego, że doskonale znam kobiecą naturę?)
Lajki za:

przemyślanego bohatera głównego
brak taniego chwytu marketingowego
brak wielkiego dramatyzmu
brak lukru

Łapki w dół za:

słabych bohaterów drugoplanowych
brak przemyśleń wewnętrznych
przewidywalną Emmi

Ocena końcowa: 3+

(Tak mnie korci, żeby dać 4-, ale jednak jest za słaba i jestem więcej niż pewna, że nie wszystkim się spodoba. Trzeba jednak przyznać, że „Napisz do mnie” nie jest jednak kolejną operą mydlaną i warto poświęcić tej książce swój cenny czas.)