Miasto moje, a w nim…

Maraton to pierwsze zawody w jakich brałem udział w Poznaniu. Mimo że jest to moje miasto rodzinne, to moja biegowa przygoda rozpoczęła się odkąd mieszkam w Warszawie. Nie miałem wcześniej okazji biegać po Poznaniu, ale planowałem wystartować w moim mieście już w zeszłym roku. Wtedy zdecydowałem się jednak na Maraton Warszawski z metą na Stadionie Narodowym. Dodatkowo miałem niewyrównane rachunki z MW. I tak dopiero w tym roku pojechałem zadebiutować w Poznaniu. Od znajomych słyszałem wiele pozytywów na temat maratonu w Poznaniu. Że to szybka trasa, że świetna atmosfera i że wielu w Poznaniu poprawia czas w porównaniu do Maratonu Warszawskiego, który odbywa się dwa tygodnie wcześniej. Swoją drogą ja także miałem biec w Warszawie, ale kuracja antybiotykowa poskutkowała rezygnacją z Warszawy, więc spakowałem się i pojechałem A2 do Poznania w obstawie najwspanialszych kibiców – mojej rodziny.

Dzień przed zawodami byłem na terenie targów poznańskich, gdzie znajdowało się biuro zawodów. Odebrałem pakiet startowy i zwiedziłem halę, pełną wystawców oferujących sprzęt biegowy i nie tylko.

Baloniki, zdjęcia, start

Nazajutrz w niedziele zjawiłem się w okolicach startu. Byłem wcześniej ponieważ w trakcie maratonu poznańskiego, odbywały się V Mistrzostwa Polski Drużyny Szpiku w maratonie, w której barwach biegam od początku mojej biegowej przygody. Około godziny 8.30 ustawiłem się na starcie do pamiątkowego zdjęcie „szpików”. Potem czas na rozgrzewkę i udanie się do swojej strefy startowej. Stałem w okolicach balonika na 3:45 ponieważ taki miałem cel. Obowiązkiem było złamanie 4h, a ostatnie wyniki z biegów krótszych wskazywały na 3:50-3:45.

Niecałe 8 tysięcy zawodników na starcie. Dochodzi 9.00 Odliczamy: 3,2,1… Z głośników leci wzniosła muzyka, wystrzeliwują fajerwerki. Zaczęło się – wystartował 14. Poznań Maraton. Klimat jest niesamowity. Od chwili startu przechodzą ciarki po plecach. Widziałem, że dzieje się coś dobrego.

Trasa, Serbska, kibice

Przez pierwsze kilometry jest bardzo ciasno. Porównałem to sobie do Warszawy, gdzie biegłem dwa maratony. Wtedy w miarę szybko robiło się luźno. A tutaj 10 km i nadal ciasno. Po chwili zorientowałem się, że to widocznie dlatego, że biegnę w okolicach balonika na 3:45 i jest wielu chętnych na ten wynik. I tak równym tempem człapałem się do 30 km. Pierwsza połowa trasy to zwiedzanie miasta: Grunwald, Górczyn, okolice lasku Dębińskiego. Potem wbieg na Zegrze i Rataje. Od 30 km zaczęło robić się poważnie. Tempo spadało, balonik się powoli oddalał. Przewaga nad 3:50 była spora wiec byłem spokojny o wynik. Do 36km było generalnie ok. Wtedy jednak pojawiła się ulica Serbska i spory podbieg. Chyba każdy przeklina ten fragment trasy. To była ciężka walka. Tak naprawdę tylko fantastyczny doping kibiców dawał siłę do walki. To było coś niesamowitego. Takiej atmosfery nie pamiętam na żadnych biegu, a kuferek z medalami mam dość spory. 36 – 40 km biegłem już w transie. Spotkałem kumpla na trasie, ale nie byłem w stanie z nim pogadać. Byłem bliżej 3:45 niż 3:50 ale na 40 km popełniłem bezsensowny błąd – zrobiłem pitstop na załatwienie potrzeby, którą spokojnie mogłem odłożyć na później. Straciłem niecałą minutę. Miałem już trochę dość walki i taki przystanek z drugiej strony się przydał. Tym bardziej, że na koniec organizatorzy zafundowali nam spory podbieg kostką brukową na ulicy Mickiewicza. Miałem siły na finisz i z ogromną radością wpadłem na metę z czasem 3:48:52, co jest moim nowym rekordem. Zająłem 1994 miejsce w klasyfikacji
na 5680 zawodników na mecie.

I jeszcze o kibicach

To jest coś niesamowitego. Trasa w Poznaniu wcale nie jest szybka. Wręcz spora ilość podbiegów sprawia, że ciężko tutaj o wynik. Jednak ta atmosfera i kibice robią taka różnice, dodają takich skrzydeł, że człowiek leci do przodu mimo że w baku jest pusto. Gesty szpaler kibiców na jednym z rond, potem na Serbskiej i na innych fragmentach trasy sprawia, że człowiek miał wrażenie jazdy rowerem na Tour de France. I to nie jest przesadzone wrażenie. Co 5-10 kilometrów grały rockowe kapele muzyczne dając czadu na trasie. Fajna muzyka i energia. Grały nie tylko młode zespoły, ale i podopieczni Fundacji Barka oraz księża -(wnioskuję to po sutannach).

W Warszawie także grała muzyka, w Warszawie także są kibice, ale tutaj było ich więcej. Dawali z siebie mnóstwo energii, ciepła i entuzjazmu. Młodzi, starzy – wszyscy. Nie piszę tego jako poznaniak. Piszę to jako biegacz. Jeśli jeszcze nie biegłeś maratonu w Poznaniu – zrób to, ponieważ naprawdę warto chociażby dla tych kibiców. Nie spotkałem się także z narzekaniem i obelgami pod adresem biegaczy, że ulica zamknięta, że korek i nie ma jak przejść.

Szukanie dziury w całym

Szukam i szukam minusów i choć bardzo chcę to nie mogę ich znaleźć. Targi poznańskie jako punkt główny dla maratonu to bardzo dobra lokalizacja w centrum miasta. Trasa dość urozmaicona i ciekawa. Jednocześnie trudna. Zabezpieczenie trasy i jej oznaczenie niemal perfekcyjne. Umknęły mi tylko dwa oznaczenia kilometrów. Czasy łapałem ręcznie, także mam tylko dwie dziury w wykresie międzyczasów. Punkty odżywiana rozstawione były po lewej i prawej stronie na długim odcinku. Woda, iztonik, banan, cukier, pomarańcza, dzięki dla was dziewczyny i chłopaki za dobra robotę na punktach. Spotkałem się z opinią, że niektóre punkty nie były idealnie rozstawione na danych kilometrze. No cóż, jakoś ciężko byłoby ustawić punkt odżywiana na zakręcie lub na skrzyżowaniu. Zabezpieczenie medyczne widoczne na trasie dość często. Pogoda idealne zamówiona, chodź momentami było chłodno. A na mecie medal, folia, sprawne przejście po napoje i odżywianie. Nie było korków. Podobno dalej był makaron i piwo, ale ja już tam nie trafiłem ponieważ w eskorcie osobistych kibiców udałem się do mamy na domowy, niedzielny rosół.

Tak ukończyłem czwarty maraton i jestem pewien, że na wiosnę przyjadę do Poznania na połówkę, dla tych kibiców i tej atmosfery.

Zwycięzcy:

Mężczyźni:

1. Tarus David Kiptui – 02:13:08
2. Kirui Edwin – 02:15:47
3. Ochal Paweł – 02:15:58

Kobiety:

1. Damantsevich Maryna – 02:36:02
2. Rezkaya Volha – 02:38:24
3. Meloch Arleta – 02:43:00

Powyższa relacja do przeczytania także na www.magazynbieganie.pl

Sprzęt:
– pobiegłem w niezawodnych Nike Flyknit Lunar1+. Buty potwierdziły, że idealnie nadają się na taki dystans i zawody,
– nowością i niewiadomą były spodenki 3/4 Nike. Wcześniej biegałem w krótkich Asics, ale niestety po pół roku biegania zrobiła się dziura. Spodenki Nike okazały się strzałem w dziesiątkę. Żadnych otarć i kłopotów w trakcie biegu, a uwierzcie mi, że na długich dystansach miałem czasami problemy,
– o kompresji Compressport pisać nie będę – to działa – takie jest moje zdanie,
– na koniec ciekawostka. Maraton przebiegłem z zegarkiem Timex RunTrainer 1.0 z paskiem HR oraz nowym TomTom Runner. Timex po 33 km nie wiedzieć dlatego zgubił łączność z paskiem HR, także biegłem bez pomiaru tętna. Timex jednak lepiej sobie poradził z pomiarem trasy i dokładnością poszczególnych km. TomTom wskazał 42,47 km a Timex 42,35 km

Odżywianie:
– korzystałem ze wszystkich punków. Na przemian woda i izotonik. Na 10 i 20 km zjadłem banana. Na 5, 15, 25, 30 i 35 km zjadłem żele Isostar LONG DISTANCE ENERGY +BCAA, który po raz kolejny spisał się bez zarzutu. Żadnych problemów żołądkowych a i energia do biegu była.