Ania, nie Anna to nowy serial Netflixa. Znowu jestem zdenerwowana, wręcz wpieniona, ponieważ oglądam kolejną ekranizację jednej z moich ulubionych powieści i muszę powiedzieć Wam, że…

znowu marnuję czas.

Ostatnie tygodnie wyglądają u mnie fatalnie. Nie mam czasu, żeby podrapać się po tyłku, ciągle gdzieś gonię, załatwiam najważniejsze sprawy. Stare problemy odchodzą, pojawiają się nowe. Sami pewnie widzicie, że nic nie działo się na blogu – codzienność mnie pochłonęła, a Pan Leń nie ma ostatnio nic do powiedzenia. Wyganiałam go bezlitośnie, aż wreszcie przyszła choroba…

Chyba organizm domagał się odpoczynku, więc zareagował właśnie w ten sposób. Na początku broniłam się i pakowałam rzeczy nawet w momencie, kiedy miałam prawie 39 stopni gorączki.

Dziś jednak coś we mnie pękło, poryczałam się i zwyczajnie położyłam spać. Pozwoliłam mojemu leniowi rządzić. To on podpowiedział mi, żebym obejrzała serial Ania, nie Anna. Posłuchałam go i strasznie się cieszę.
Ania, nie Anna – co tu robi brzydka aktorka?

Nie wiem, co jest w tej opowieści, ale mogę ją czytać/oglądać tysiąc razy, a zawsze pojawiają się te same emocje. Doskonale pamiętam, co ma się wydarzyć, a wzruszam się jak głupia. Niektóre fragmenty książki znam przecież na pamięć!

Trzeba być prawdziwym świrem, żeby tak lubić lektury szkolne, ale uwierzcie mi, że ja naprawdę kochałam je czytać (nie tylko w podstawówce). Jestem wdzięczna, że poznałam tę fascynującą historię, która tak wiele mnie nauczyła.

Serial obudził na nowo moje zainteresowanie tą wspaniałą opowieścią. Nie mam pojęcia, co twórcy dorzucili do scenariusza, ale podczas jednego odcinka płakałam aż trzy razy. Magia!

Muszę przyznać, że świetnie dobrali aktorkę. Faktycznie Ania jest chuda, brzydka i zachowuje się dziwnie. Pierwsza ekranizacja nie odwzorowała tak świetnie tej postaci. Gra rewelacyjnie, w niektórych momentach naprawdę się zdziwiłam, że młoda osoba ma w sobie tak ogromny potencjał.

Świetnie przedstawiono panią Hammond, dla mnie zawsze była to kobieta z piekła rodem. Maryla i Małgorzata również wyglądają tak samo jak sobie je wyobrażałam.
Ubarwiona opowieść

Opowieść została nieco ubarwiona, ale wcale nie mam tego za złe. Uważam, że sporo zyskała dzięki temu. Z książki niewiele dowiadujemy się o życiu Ani w sierocińcu, a to naprawdę są dla dzieci traumatyczne przeżycie. Niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy, jak okropnie jest w Bidulu.

Serial niczego nowego nie wnosi w moje życie. Cała nauka, którą przekazała mi Ania, tkwi już w moim sercu od lat. Najważniejsza jest siła wyobraźni, naprawdę warto marzyć – to motto, które z niej wyciągnęłam. Jednak zrobiło mi się ciepło i przyjemnie, kiedy kolejny raz śledziłam losy rudowłosej dziewczynki. Chyba tego właśnie mi brakowało.
Mały sekrecik

Pamiętam jak kilkanaście lat temu bardzo chciałam obejrzeć film o dalszych losach Ani. Miałam chyba 13 lat, wtedy nie było jeszcze Netflixa. Do wypożyczalni kaset wideo można było zapisać się po ukończeniu 18 lat. Rodzice zabraniali mi oglądać filmy, bo wtedy zapominałam o bożym świecie i się nie uczyłam. Wiecie, co zrobiłam? Podkradłam tymczasowy dowód osobisty mojego brata i zapisałam się w wypożyczalni. Nie wiem już, jak przekonałam do tego właścicielkę, ale udało się. Po kryjomy oglądałam Anię ? Gdyby w tamtych czasach nakręcono serial, pewnie byłabym zachwycona!

Cieszę się, że dzięki serialowi Ania, nie Anna mogłam się zatrzymać, odpocząć, wrócić do wspomnień, do dzieciństwa oraz poczuć te same emocje co wiele lat temu. Polecam ten serial każdemu, kto uwielbia tę powieść. Nie obawiajcie się, że znowu oglądacie to samo. Naprawdę warto! Ja nie mogę się oderwać, chociaż mam tyle innych spraw na głowie i nie powinnam marnować czasu.

Ocena końcowa: 6/6