Madryt jako jedno z najpiękniejszych i najstarszych stolic Europy jest wabikiem dla najwybredniejszych turystów. Osobliwie jest to przestrzeń sprzyjająca gościom z zewnątrz, tym samym turystów i inwestorów tu nie brakuje. Madryt to także ośrodek kultury, przekonujemy się o tym spacerując najpiękniejszymi uliczkami miasta. Jednak najpiękniejszą sceną jest samo miasto. Trotuary są deskami scenicznymi, na których mieszkańcy miasta z porywającą umiejętnością życia są zarówno aktorami i widzami. Gra się bez scenariusza, ze zmieniającymi się miejscami akcji, ciągle w ruchu. Ruch ten, który przez kilka lat określany był movida, i robił międzynarodową furorę, nie był wynalazcą poetycznego, społecznego i kulturalnego przełomu. Istniał od zawsze. Jest znaczącym elementem madryckiego życia z korzeniami tkwiącymi w folklorze i odrobinę powierzchownym zamiłowaniem do rozrywki. W wielu irracjonalnych i tragicznych chwilach historii miasta dar ten wystawiany był na twardą próbę. Wystarczy pomyśleć tylko o No pasaran! obrońców Madrytu przeciwko nacierającym kolumnom Franco. Generał Vincente Rojo, szef sztabu generalnego oddziałów wiernych Republice tak napisał w swojej książce o bitwie o Madryt: „Madryt walczył, cierpiał, pracował, myślał. … Madryt żył udręczony, ale żył”. Dedykował swą książkę „anonimowej, bezinteresownej, pośród tego przerażenia, strachu i beznadziejności bezprzykładnej hiszpańskiej kobiecie, która w każdej godzinie bitwy o Madryt ucieleśniała wszelkie możliwe cnoty”. Dzisiaj nie widzi się po madryckich kobietach, aby reżim i kościół przypisały im ponownie tradycyjną rolę. Nadrobiły to we wszystkich dziedzinach a nawet wyprzedziły wiele kobiet z sąsiednich krajów. Zajmują zawodowo wiele kluczowych pozycji i obecne są wszędzie tam, gdzie Madryt żyje, gdzie spotyka się na ploteczkach lub dyskusjach: na ulicach i placach jak również w wielu lokalach miasta. W Madrycie znajduje się ok. 1023 barów, 1024 kawiarni, będących ze swymi kolorowymi ścianami kaflowymi, cynowymi lub cynkowymi bufetami oraz swojską atmosferą ulubionymi miejscami spotkań. Przed ponad 400 laty, gdy Madryt był jeszcze młodą stolicą imperium Hiszpanii, doliczono się 391 tascas lub tawern. Na ulicy Toledo w co drugim ponoć domu mieścił się jeden z owych szynków, a jedna z ulic staromiejskich do dzisiaj nosi nazwę Tabernillas. Wydaje się iż miasto nigdy nie śpi. Tętniące życie toczy się do I późnych godz. w nocy. Zaś fakt, iż do obfitej kolacji zasiada się, gdy gdzie indziej ludzie udają się na nocny spoczynek, mógłby skłonić do mylnych wniosków, że Madryt jest miastem próżniaków. W rzeczywistości większość ludzi normalnie pracuje, nawet jeżeli rankiem troszkę powolnie rozpoczyna pracę. Różnice pomiędzy poszczególnymi dzielnicami są tak duże, iż miejscowi ludzie mówią o swoim mieście los Madriles. Każda dzielnica ma swoją specyfikę. Zdaje się, że całe światy dzielą stare miasto od przesuwających się coraz bardziej na północ pozostałych dzielnic. Połączone są ze sobą wielką wspaniałą aleją osi południe-północ, ciągnącą się od dworca Atocha aż do północnego skraju miasta.