Wszędzie rozbrzmiewa radosne: „Słuchaj głosu swojego serca”. Gdzie się nie obejrzę, znajduję ludzi, którzy mówią: „To serce podpowie Ci, co masz robić”. Nie chcę już w to wierzyć, chociaż jeszcze przed chwilą dawałam się wkręcić i ufałam, że całą prawdę o sobie znajdę w moim wnętrzu. W obliczu problemów, które teraz mnie dotykają, nie potrafię w 100% zaufać mojemu sercu. A może nie potrafię się nim kierować?

UCZ SIĘ UCZ

To trochę nietypowa sytuacja, bo w młodości wszyscy krzyczeli: „Ucz się! Zdobądź wykształcenie! Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz, a kto ten klucz zdobędzie, temu w ŻYCIU DOBRZE BĘDZIE”. Pamiętacie? I wiecie co? Ja w to nie chciałam nigdy wierzyć. Zawsze wybierałam serce, kierowałam się nim nieustannie.

Dziś zastanawiam się nad moimi życiowymi decyzjami, które podjęłam z potrzeby serca i niestety wielu z nich żałuję, nie potrafię poradzić sobie z konsekwencjami. Wielokrotnie mówię sobie: „Gdybym wtedy była mądrzejsza, posłuchała się czasem dorosłych, może teraz nie musiałabym się męczyć”.
MIEJ SERCE I PATRZAJ SERCEM

Dziś jestem na rozdrożu, czuję się fatalnie. Problemy, które mnie dotykają nie mają niestety jednej, jedynej przyczyny. Nie da się rozwiązać ich „sercem”, bo mam wrażenie, że serce daje mi odpowiedzi nieprecyzyjne i niewłaściwe. Wydaje mi się, że też czasem tego głosu serca nie słyszę.

Bywają takie momenty, że pojawia się doskonałe rozwiązanie, płynące prosto z wnętrza. Cieszę się, że jakaś siła mi je zesłała. Jednak kiedy zaczynam je analizować, zauważam, że nie są idealne, a w dodatku mogą skrzywdzić innych ludzi. I tu właściwie rodzi się największy
problem!

Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby ktoś musiał cierpieć z mojego powodu, a już zwłaszcza najbliższe osoby. Przecież jest się odpowiedzialnym za to, co się oswoi…
SERCE JEST OBOJĘTNE NA CUDZĄ KRZYWDĘ

Nie chcę nikogo krzywdzić! Popadam w rozpacz, kiedy widzę rozwiązanie, które kogoś może dotknąć. Wolę sama cierpieć, niż dawać ludziom rozpacz, na którą nie zasługują…

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Spotyka się dwoje ludzi i czują, że łączy ich coś wielkiego. Załóżmy, że kobieta dowiaduje się o swojej poważnej chorobie. Wie, że za chwilę zostanie kaleką przykutą do wózka inwalidzkiego, a za 6 lata umrze. Zaczyna więc zastanawiać się nad swoim życiem, nad związkiem, który właśnie wykiełkował. Przecież kocha tego mężczyznę, nie chce go stracić, serce podpowiada „nie opuszczaj go”. Jednak doskonale wie, że skrzywdziłaby swoją decyzją ukochaną osobę. Przecież obarczyłaby go swoim kalectwem, nie urodziłaby mu nigdy dzieci, a później musiałaby go opuścić. I co teraz? Kierować się sercem, które rwie się do niego? Przecież to jest typowe myślenie egoistyczne, nie wyraża w ten sposób prawdziwego uczucia do tego mężczyzny. Kochać to znaczy umieć odejść, kiedy pojawi się taka potrzeba, czyli podjąć decyzję pełną ROZSĄDKU!

Jak więc słuchać głosu swojego serca, kiedy daje ono rozwiązania egoistyczne? A może to, co słyszę wcale nie wypływa z serca? Czy serce w ogóle może się mylić? Wydaje mi się, że tak, bo z sercem związane są głównie emocje, a jednak emocje to nasze pierwotne, najbardziej prymitywne reakcje. Pochodzą z epoki kamienia łupanego… Uczymy się radzić sobie z różnymi emocjami, więc w zasadzie dlaczego mamy ich słuchać?

Gdzie jest granica? Szczerze mówiąc sama się już w tym wszystkim gubię…

Wydaje mi się, że mamy umysł po to, żeby go wykorzystywać. Decyzje pochodzące z serca nigdy nie są idealne i chyba należałoby na nie nałożyć filtr pochodzący z naszego umysłu…

Jakie jest Wasze zdanie? W jaki sposób słuchacie głosu swojego serca? Czy w ogóle ten głos słyszycie? Jak kierować się nim, żeby nie krzywdzić innych?