Książka Joanny Glogazy Slow life. Zwolnij i zacznij żyć tak naprawdę zainspirowałam mnie do założenia bloga, ale ja się wcale nie zgadzam ze zdaniem autorki.

Filozofia slow life miała być takim fajnym złotym środkiem między nolife, a przeze mnie zwanym fast life. Chodziło głównie o to, żeby wyznaczyć sobie priorytety i zwolnić, celebrować chwile, szukać pasji, odnaleźć czas na przyjemności. Życie na pokaz odchodzi do lamusa według tej ideologii. To co przytaczam stanowi oczywiście tylko esencję wspaniałego slow trybu życia. Tak naprawdę wyszła książka motywacyjna, w której treścią przewodnią jest minimalizm. I chociaż początkowo spodobała mi się, to w pewnym momencie poczułam się oszukana, bo spodziewałam się jednak czegoś nowego.
Slow life. Zwolnij i zacznij żyć – inspiracja czy frustracja?

Nie powiem, że nie poczułam się zainspirowana. Wielokrotnie podczas czytania chwytałam po długopis i notowałam jak szalona. Tak jak Wam powiedziałam (100% prawdy!), dzięki Joasi stworzyłam bloga, którego aktualnie czytacie. Ale jednak uważam, że ten cały slow nie jest dobrym sposobem na życie dla każdego. Uważam, że do slow trzeba po pierwsze mocno się przygotować, a po drugie mieć na to co? No właśnie! Pieniądze…
Dwa wyznaczniki slow lif

1) Żeby pozwolić sobie na totalny luz, należałoby w pierwszej kolejności mieć całkowicie czysty umysł. To sprawi, że zaczniemy zastanawiać się nad sobą, nad tym co lubimy robić. Przestajemy pędzić, gonić zajączka, mamy czas tylko i wyłącznie dla siebie. Kto teraz może sobie na to pozwolić? Na pewno nie szary człowiek, który ma rodzinę na utrzymaniu. Więc po pierwsze uważam, że jest to książka skierowana bardziej do nastolatków, którzy jeszcze mogą sobie na taki komfort pozwolić.

2) Kolejna sprawa to pieniądze. Wiemy wszyscy, jak wygląda sytuacja na świecie. Jedni mogą pozwolić sobie na zakup kurtki najlepszej jakości, inni niestety nie. I w kwestii pieniędzy nie ma co się rozwodzić.

Więc powiedzcie mi… Do kogo ta książka jest tak naprawdę skierowana? Do młodych matek? Odpada. Do osób rozkręcających swój biznes? Odpada. Do nastolatek? Jednak odpada, bo nie mają kasy.

Chyba tylko do ludzi, którzy żyją samotnie, mają zbyt dużo czasu i hajsu. Może właśnie dlatego ta książka początkowo mi się podobała. Kiedy do mnie trafiła, byłam na odmóżdżających wakacjach, a i kasy w sumie mi nie brakowało. Później wróciłam do rzeczywistości i slow life się skończył.

No to wiecie co? To ja w takim razie wolę nolife i fast life w połączeniu.
Jestem nolifem

W życiu bywa tak, że NIE DA się zwolić i żyć cały czas w tym samym tempie 24 godziny na dobę przez 12 miesięcy. Niekiedy czas płynie wolniej, niekiedy szybciej. To sytuacje czasem wymagają od nas życia FAST, na najwyższych obrotach. W pewnym momencie masz tego już dosyć, więc wtedy doświadczasz slow. Ale powiedz mi szczerze? W takim momentach zastanawiasz się nad sobą? Szukasz najlepszych jakościowo majtek na świecie? Robisz notatki? Planujesz nową strategię? Zaczynasz robić zupełnie nowe rzeczy np. dziergasz prezerwatywy na drutach?

Nie!

Wiesz, co ja wtedy robię? Kładę się i nie myślę o niczym. Oglądam ulubiony film. Zamykam się przed całym światem i lepię ulubione pierogi. Siedzę całą noc na twitterze i prowadzę bezsensowne (ale jakże potrzebne!) dyskusje o anime. Przechodzę na tryb nolife, ale tylko na chwilę. Bo za moment poczuję powera i znowu będę chciała żyć na najwyższych obrotach.
Życie wygląda jak sinusoida, a nie jak płaski beton.

Szanuję więc ideologię Asi, ale nie zgadzam się z nią w 100%. A może ja książkę Slow life. Zwolnij i zacznij żyć źle zrozumiałam? Dajcie znać, co o niej myślicie. Czy tylko ja mam takie poronione podejście do życia?