Właściwie to mój tytuł notki powinien brzmieć nieco inaczej, bo dziś o książkach nie będzie, tylko o komiksach. W dodatku wcale nie zaczęłam dzięki nim czytać. Nie są to też takie zwyczajne komiksy, bo kiedy o nich mówię, wszyscy twierdzą, że są przeznaczone dla dorosłych.

Tak naprawdę trudno mi powiedzieć, jaka książka sprawiła, że zaczęłam czytać. Ja się chyba już z książką urodziłam ?

Jednak mangi – bo o nich będzie dziś mowa – wprowadziły mnie w cudowny świat, z którego ciężko mi jest się wyrwać od ponad 20 lat – świat japońskiej magii. Świat marzeń, baśni, fantastki, rewelacyjnych romansów, kryminałów i fantastyki naukowej. Właśnie! Bo mangi to nie są zwyczajne, śmieszne opowieści w stylu Kaczora Donalda. Odnajdziecie w nich prawdziwe życie.
Ale zacznijmy od początku…

Odkąd pamiętam, zawsze chciałam przeczytać komiks Czarodziejka z księżyca, więc jeden tomik mangi sobie kiedyś kupiłam. Byłam zdziwiona, że w tak obszernej książeczce opisanych jest tylko kilka odcinków anime! W dodatku drażniło mnie bardzo, że brakuje kolorów – no jak tak może być? Trzeba to pokolorować. Tak więc zrobiłam to – pokolorowałam kilka pierwszych stron, ale w końcu mi się odechciało… Cóż za dziecięca głupota! ? Komiks mam do dziś, więc możecie zobaczyć, jak bardzo go zbezcześciłam.

Maniakalne poszukiwanie romansów

Kiedy byłam w liceum, nie miałam zbyt wiele kasy i nie kupowałam mang. Jak wtedy ktoś dorwał chociażby jeden komiks, nazywano go panem wszechświata. Strasznie żałowałam, że nie mogłam poznawać tych świetnych historii. Jednak z pomocą przyszła moja bliska koleżanka, która zbierała przeróżne tytuły (pozdrowienia, Aga!) Dzięki niej poznałam mangę, o której chciałam Wam napisać. Ten tytuł sprawił, że pierwszy raz zaczęłam odczuwać mangowy głód, chciałam czytać więcej, więcej i więcej! A schizowe poszukiwanie anime/mang-romansów zostało mi do dziś.

Najpierw przeczytałam całą opowieść o nazwie Peach girl. Zachwyciła mnie, wciągnęła i zaskoczyła, ale jednak spać po nocach nie mogłam dopiero, kiedy dorwałam Paradise Kiss.

Uwierzcie mi lub nie, ale to najlepszy romans jaki w życiu czytałam! Poznałam ich bardzo dużo, ale w większości przypadków zapomniałam już całą fabułę. Natomiast jeżeli chodzi o ParaKiss, potrafiłabym w nocy o północy opowiedzieć Wam każdy szczegół. Tego się po prostu nie zapomina!

Długo szukałam podobnej, wciągającej historii, ale ani w mandze, ani w anime, ani w żadnym filmie i serialu takiego klimatu nie odnalazłam. No, w sumie trochę kłamię. Świetna była również Nana, ale to wcale nie powinno dziwić, bo historię stworzyła autorka Para Kiss, czyli Ai Yazawa.

W Paradise Kiss nie brakuje przypadkowości. Główna bohaterka przez przypadek zostaje modelką, przez przypadek zdobywa popularność, przez przypadek poznaje nietypowych przyjaciół oraz przez przypadek zakochuje się w facecie, na którego nigdy nie zwróciłaby uwagi. Zakończenie natomiast niejednego doprowadzi do łez.

Cała opowieść jest realistyczna do bólu. Tutaj nie ma księcia z bajki, ratującego dziewczę z opresji. Nie ma cudownych zakończeń, dziwacznych zwrotów akcji. Opowieść zaskakuje nas tak, jak potrafi zaskakiwać prawdziwe życie.

Jeżeli szukacie czegoś do przeczytania na wakacje, bardzo polecam mangę Paradise Kiss. Nie martwcie się o kasę – komiks liczy tylko pięć tomów. To mało i dużo zarazem. Jeżeli będziecie odczuwali głód, warto później obejrzeć anime, chociaż przyznam szczerze, że nie oddaje idealnie klimatu mangi.

Myślę, że jest to idealna manga dla ludzi, którzy chcą zacząć przygodę z japońskimi komiksami. Facetom również powinna się spodobać. Tylko pewnie trudno będzie im się do tego przyznać ?

Wpis powstał w ramach akcji Książka, dzięki której zacząłem czytać. Chodzi w niej o to, aby wyłonić najlepsze książki z każdego gatunku literackiego. Wybrani blogerzy przedstawiają jedną pozycję, od której warto zacząć przygodę z konkretnym gatunkiem. Organizatorką akcji jest Dagmara z bloga socjopatka.pl . Przez cały miesiąc możecie czytać o ulubionych książkach blogerów. Czy to nie wspaniałe? ?

Pozdrawiam i życzę udanej lektury!