Maraton Mazury,
Piękne widoki, piękna trasa i ładny wynik: 04:04:55  (netto: 04:04:43). Nowa życiówka poprawiona o 35 minut

Ale od początku,
pomysł startu ma Mazurach zrodził się błyskawicznie, kiedy zobaczyłem na portalu biegowym pierwszą informację o tym biegu. Po krótkiej ale burzliwej naradzie z małżonką stwierdziliśmy, że spędzimy czerwcowy weekend na Mazurach. Na listę zapisałem się bardzo szybko. Skutkowało to otrzymaniem fajnego numeru startowego: “10″

Plan:
Nie miałem jakiegoś konkretnego celu co do czasu. Po cichu chciałem się zbliżyć do 4 godzin. Gdzieś tam miałem nadzieję na czas poniżej 4 godzin, ale chaos w planie treningowym oraz zatrucie pokarmowe tydzień przed maratonem studził moje emocje. Chciałem ukończyć maraton w dobrym nastroju i podziwiać piękno Mazur.

Przygotowania:
Cały czerwiec biegałem wg. Wojtka Staszewskiego Teraz po maratonie sądzę, że to był bardzo dobry krok. Wiem już, że do Maratonu Warszawskiego również będę biegł zgodnie z wytycznymi trenera.

VIP

Maraton Mazury był organizowany przez małżonkę Pana Piotra Kraśko z TVP, który także brał udział w biegu. Maraton zakończył z czasem 5:15:28 – brawa za wytrwałość. Nie zabrakło innych ludzi świata show biznesu. Biegła w zawodach na 10 km – Kinga Rusin, na zdjęciach widziałem także Edytę Herbuś no i prowadząca pogodynkę Dorotę Gardias, która prowadziła relacje w Dzień Dobry Tvn. Takie oto były te zawody

https://dziendobry.tvn.pl/video/co-kinga-rusin-robila-w-galkowie,1,newest,49304.html

Dzień przed startem:
Na Mazurach zjawiliśmy się całą rodzinką w piątek rano. Baza była 10 km od Gałkowa, gdzie znajdowała się linia startu i mety. Jako, że pogoda dopisała w piątek wieczorem zrobiliśmy sobie grilla i tłuste kiełbaski popijaliśmy złotym napojem Nawadniałem się

Dzień startu
Pogoda bardzo ładna, świeciło słońce. Około 17 stopni. Przyjemnie. Start był zaplanowany na 8.30. Na miejscu zjawiłem się parę minut przed 8. Nie wiem czy piątkowe nawadnianie miało na to wpływ, ale na miejscu uzmysłowiłem sobie, że zapomniałem zabrać kilka istotnych rzeczy takich jak… bananek, aby zjeść na pół godziny przed startem, no i rzeczy najważniejszej czyli plastrów na sutki. Na szczęście miałem wazelinę i dość obficie posmarowałem wszystkie miejsca narażone na otarcia. Po rozgrzewce ustawiłem się na starcie w końcowej grupie. Biegaczy było niecałe 180 osób. Na chwilę przed startem spiker ogłosił, że start będzie opóźniony o 15 minut ze względu na wejście na żywo w Tvn. Czad

Przed startem – zdjęcie Gałkowo.pl

0-15km
Ruszyłem. Chcąc przebiec maraton w zakładanym czasie postanowiłem zacząć naprawdę wolno. Na poziomie 6 min/km. Po mniej więcej dwóch kilometrach spojrzałem za siebie i zobaczyłem, że jestem prawie ostatni Fajnie Delikatnie przyspieszyłem. Udało się minąć kilku biegaczy. Gdzieś na 7 km uciąłem sobie krótką pogawędkę ze starszym panem, który miał za sobą o ile dobrze zrozumiałem…. 137 maratonów. Podziwiam.

Biegnę, przede mną weteran maratonów  – Gałkowo.pl

Od 5 km zaczęły się punkty odżywiania. Woda i power. Na 10 km miał być pierwszy punkt z bananami. Miałem w planie skorzystać. Niestety pierwszy zły sygnał. Bananów nie było. Skończyły się. Wcześniejszą grupa wszystko zjadła Zacząłem się martwić. Nie miałem przy sobie żeli, ani niczego innego do jedzenia. Miałem tylko w butli Powerade na wszelki wypadek. Zakładałem odżywianie na trasie. Z dużymi obawami biegłem dalej. Nawet przyspieszyłem jeszcze trochę, aby zdarzyć prze innymi po banany (żart). Na szczęście na kolejnym punkcie już były. Ufff co za ulga.

Jest dobrze   – https://www.ruciane-nida.pl/

15-30km
Na 15 kilometrze dogoniłem grupkę biegaczy w czerwonych koszulkach. Byli to Spartanie Dzieciom.
Pozdrawiam chłopaków serdecznie. Zwłaszcza Marcina, który co chwilę motywował swojego kolegę , krzycząc: “Mirek !!!”
Biegło się bardzo dobrze w tej grupie. Na tyle dobrze, że biegłem za szybko: 5:30 to za dużo jak na moje założenia.
Z chłopakami i z  “Mirek dawaj !!“, przebiegłem przez połowę dystansu z czasem: 01:59:51. Było bardzo dobrze. I tak cały czas do przodu. Po drodze wyprzedzałem innych biegaczy, nasza grupka się kurczyła, aż w pewnym momencie wołanie Mirka nie miało sensu bo Mirka już z nami nie było. Został na tyłach….

30-42km
Gdzieś chyba około 32 kilometra kiedy było już ciężko odłączyłem się od grupy idąc bardziej do przodu. To był chyba mały błąd. Biegłem 5:30 – 5:45. Miałem siły. Dobrze się biegło. Niestety zemściło się na 36 km. Odcięło prąd. To była chyba “ściana”. Przyszedł duży kryzys. musiałem się zatrzymać przy punkcie z woda. Biegnąc powoli dalej zacząłem się zastanawiać czy nie odpuścić. Przyszły myśli co ja tu w ogóle robię. Po co tak się mecze. Po co ten maraton i to wszystko. Że już chyba nie będę biegł dalej w maratonach bo po jakiego grzyba… jakoś umysł wygrał i pozbierałem się.
38, 39 km to kilka podbiegów które były okropne. To już był prawdziwy koszmar. Było samo południe i słońce dawało się we znaki. Na szczęście sporą część trasy wiodła przez lasy. Na otwartej przestrzeni człowiek był atakowany przez tabuny wściekłych much i innego latającego paskudztwa. Chcąc, nie chcąc w słońcu biegłem szybciej, aby poczuć ulgę w cieniu pod osłoną drzew. Generalnie na tym odcinku baaardzo zwalniałem a na podbiegach przechodziłem do marszu.

Widząc 41 km udało się przyspieszyć. Zadziałała psychika. Przecież jestem tak blisko. Przyspieszaczem zdecydowanie na ostatnim kilometrze. Wykrzesałem resztki sił i pobiegłem poniżej 5:00 i to był dowód na to, że jednak chyba byłem w stanie złamać 4 godziny, gdybym jeszcze inaczej rozłożył siły. Na metę niesiony przez doping wbiegłem z czasem 04:04:55.  Byłem szczęśliwy

Organizacja
Normalnie to bym napisał teraz, że po przekroczeniu mety dostałem medal i napój…ale nie tu…nie na Maratonie Mazury. Po przebiegnięciu mety szybko złapała mnie pani, aby ściągnąć czip z buta. Po kilku sekundach podeszła pani z medalem. Super A że po maratonie jakoś chciało mi się pić zacząłem się rozglądać na butelka wody. Niestety na próżno. Stół na mecie na którym, domniemam była woda stał pusty. Zdezorientowany poszedłem do biura zawodów zapytać gdzie można dostać wodę ponieważ chyba się skończyła. Dostałem informacje, że zaraz obok stadniny koni (było tam miasteczka maratońskie) jest restauracja i może tam….ale jazda pomyślałem … Olałem to, bo blisko miałem samochód gdzie miałem całą dużą butelkę wody mineralnej. Doczłapałem się do samochodu i się napiłem. Jak się potem zorientowałem to woda nie była jedyną gafa organizatorów. Niestety na mecie dostałem zły medal. Równolegle odbywał się bieg na 10 km Szlakiem Krutyni – tam biegła Kinga Rusin. Na mecie wolontariuszki chyba pomyliły medale i ci z “10″ dostali trochę maratońskich i na odwrót. Fajnie, co? Ok, może się czepiam. Może brak wody na mecie i medal to duperele….ale jest mały niesmak. Pozostałe kwestie organizacyjne absolutnie bez zarzutu. Wszystko super, tylko ta cholerna woda….

Generalnie zawody na dobrym poziomie. Trasa przepiękna. Mazury są naprawdę wspaniałe.
Bardzo duże pochwały należą się za oznaczenie trasy. Trasa bardzo dobrze zabezpieczona. Wolontariusze, harcerze, policja, strażacy pilnujący, aby nikt nie zboczył z trasy. Naprawdę jestem pod dużym wrażeniem. Trochę się tego obawiałem przed maratonem  – jak widać bezpodstawnie.

Trasa biegu

Uchybienia organizacyjne są, nie da się ukryć. Widok Mazur jednak rekompensuje niedociągnięcia Mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wniosku i przy kolejnej edycji (o ile będzie, a mam nadzieję, że tak) poprawią to co wymaga poprawy.

Pozdrawiam z nową życiówka w maratonie