Ten rok nie był cudowny, jeżeli chodzi o nowości anime. Zdecydowanie tęsknię za 2013, kiedy dobrych serii było na pęczki i ciągle nie starczało czasu, żeby wszystko obejrzeć. Mimo wszystko udało mi się stworzyć bardzo subiektywną listę.

Jeżeli macie podobny gust, w takim razie te serie powinny przypaść Wam do gustu. Szczególnie lubię sci-fi, romanse, obyczajówki, ale jeżeli anime ma dobry pomysł, nie pogardzę wtedy żadnym gatunkiem.

No to lecimy…
1) Boku dake ga inai machi

Właściwie nie wiem, czy uznać „Boku dake ga” za anime 2016 roku, ale ja zaczęłam seans jakoś w połowie stycznia. Nie oglądałam już dawno nic aż tak klimatycznego i chodzi mi tu o klimat zimowy oraz o klimat dobrego sci-fi oraz kilmat lat 80-tych. Ryczałam, wzruszałam się i czułam się trochę jak podczas seansu „Butterfly Efect”, ale to nie szkodzi, bo ja dobrze wspominam ten film, uwielbiałam go. Jeżeli ktoś uważa się za fana anime, a tej perełki nie widział, musi to szybko nadrobić.
bokudake
2) Orange

O Orange rozpisałam się, wylałam wszystkie pomarańczowe łezki jakie tylko mogłam. Co tu dużo mówić? Mój ukochany gatunek i jedno z najlepszych anime tego rodzaju. Ciekawe połączenie sci-fi i romansu, feelsy jak przy kolacji wigilijnej u babci i na deser świetna muzyka. Czego chcieć więcej? Ta seria jest dowodem na to, że da się stworzyć oryginalny romans.
orange
3) ReLIFE

ReLife był niemałym zaskoczeniem tego roku i chociaż już niewiele z fabuły pamiętam, to przyznam, że oglądało się zacnie. A to, że nie pamiętam nie psuje ReLife reputacji, ponieważ będę miała okazję obejrzeć ponownie (czego raczej nie robię, ale tu jestem gotowa zrobić wyjątek). Dobre, obyczajowe, o nastolatkach. Wchodziło zaskakująco dobrze, w porównaniu z chłamem, który w tym roku uświadczyliśmy.
relife
4) Yuri on Ice

Kiedy już myślisz, że rok zakończy się dla ciebie bez anime, wtedy pojawia się coś takiego jak „Yuri on Ice” i rozwala Twój plan bezanimcowego czasu. To nie jest w sumie tylko film, to jest wręcz sposób na życie – oglądać Yuri on Ice od rana do wieczora. A zdarzyło mi się, bo maratonowałam pierwsze odcinki. Mąż nie mógł mnie od monitora oderwać, przykleiłam się na wiele godzin, zassałam ekran swoimi mackami potrzebującymi feelsów. Uczta dla serca i dla oka.
yuri
5) Re: Zero kara Hajimeru Isekai Sekatsu

Wakacyjne anime, którego miałam nie polubić, bo to już 1000 razy było… Ale jednak uratowało się ciekawym rozwiązaniem. I czasem jedna taka zmiana specyficznego motywu pomaga, już buduje kompletnie coś nowego. Trochę mnie wkurzało niewyżycie seksualne głównego bohatera oraz zbyt „wróżkowate” postacie, ale i tak z chęcią obejrzałam do końca i mogę powiedzieć, że dobrze się bawiłam. Koleś cofał się do punktu wyjścia tyle razy, że już mi go było szkoda oraz zagryzałam pazury ze złości. Warto sprawdzić.
relifedifferent
6) Haikyuu sezon 3

Haikyu to anime, którego wcale nie przyjęłam ciepło. Sądziłam, że Kuroko no basket nic nie przebije, jeżeli oczywiście chodzi o sportówki. Byłam mocno zaskoczona: humorem, kreacją postaci, muzyką. Nawet powiem, że było o krok przed Kuroko w pewnym momencie. Najnowszy sezon potwierdził tylko moje wcześniejsze przemyślenie. Anime o siatkówce, które bije na głowę wszystkie mecze w telewizji.
haikyuu
7) Hibike Euphonium 2

Hibike Euphonium poznałam stosunkowo późno, bo dopiero w te wakacje. Obejrzałam jednym tchem, wciągnęłam nosem, a później tak strasznie żałowałam, że się zakończyło. I proszę, niespodzianka, w sezonie jesiennym wypuścili kontynuację, z czego byłam mocno zadowolona. Powiem tylko, że trzyma poziom, ale kilka razy się wkurzyłam. Ale złe emocje też czasem są potrzebne.

hibike

Dzięki temu zestawieniu zauważyłam, że w tym roku szczególnie polubiłam powroty do przeszłości. Tak to jest… zobaczysz jeden dobry tytuł i szukasz czegoś podobnego. Wydaje mi się, że „Boku dake ga inai machi” się do tego przyczyniło.

A Wy jakie serie pokochaliście najbardziej w tym roku?