„Rekiny wojny” to film, który zalegał na dysku od paru tygodni. Nie jestem zwolenniczką około wojennych tematów, ale do obejrzenia skłonili mnie genialni aktorzy – kto jak kto, ale Jonah Hill jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. I zawsze jestem zaskoczona, że kolejne filmy z nim to hity. Przypadek?

Opis – Mężczyźni? Przecież to jeszcze dzieci

Historia mężczyzn, którzy zostali wysłani przez Pentagon do Afganistanu, by uzbroić amerykańskich sojuszników.
Rekiny Wojny – o wojnie z uśmiechem

Opowieść wciąga nas już przy pierwszych kadrach. Specyficzne opowiadanie historii od końca oraz narracja głównego bohatera w tle – zawsze się sprawdza. Mamy tu przypisany gatunek komediowy, ale ja bym powiedziała, że jest to jednocześnie kino obyczajowe. Gdybym wcześniej przeczytała, że „Rekiny wojny” sklasyfikowano jako komedię, pewnie bym nie obejrzała, a na 100% nie teraz. Combo wojna – komedia, niekoniecznie dobrze brzmi. Okazało się, że da się z tego zrobić coś dobrego i okazuje się, że tematem przewodnim w ogóle nie jest wojna. Tylko nie spodziewajcie się głupkowatego humoru amerykańskiego w stylu american pie, to nie ten rodzaj komedii. Natomiast pojawiają się ciekawe momenty, które wywołują delikatny uśmiech na twarzy i tyle. Fabuła skoncentrowana wokół dwóch bohaterów – przyjaciół ze szkoły, którzy zakładają niewinny biznes, a ten przekształca się z czasem w poważniejszą działalność, obciążającą niestety sumienie jednego z „mężczyzn”. (Śmieję się z tych „mężczyzn”, bo dla mnie to jeszcze dzieciaki). Jeżeli oglądaliście „Wilka z Wall Street” i generalnie jesteście zwolennikami takich historii, to w takim razie „Rekiny wojny” powinny przypaść wam do gustu. Puenta bardzo życiowa, parsknęłam śmiechem przy niej, ale cóż… tak często bywa.
Bohaterowie – zabójczy śmiech jest zabójczy

Bohaterowie wymiatają. Efraim Diveroli, którego gra właśnie Jona Hill ma złożoną osobowość i przegenialny śmiech. Jest typowym dupkiem, ale to z niego właśnie nabijałam się najwięcej. Główny bohater jest typowym dla tego gatunku popychadłem, ale nie wkurza swoją głupotą, zresztą później przechodzi metamorfozę. Na uwagę zasługuje również bohater wykreowany przez Bradleya Coopera. Lubię tego pana.
Muzyka – znana i nie

Mega dużo pozytywnych kawałków się w „Rekinach wojny pojawia”. Niektóre słyszałam pierwszy raz, niektóre znam dosyć dobrze. Trochę te kawałki przyćmiewają oryginalną ścieżkę dźwiękową, przez co film staje się mało charakterystyczny jeżeli chodzi o muzykę, ale to nic. I tak mi się podoba.
Plusy za:

ciekawe skonstruowany scenariusz (opowieść od dupy strony)
pozytywni bohaterowie, zwłaszcza Efraim
życiowa puenta
dużo dobrej muzyki

Minusy:

podobny do „Wilka z Wall Street” i innych opowiastek „Od pucybuta do milionera”, ale jeżeli ktoś lubi, być może nie uzna tego za minus.

Ocena końcowa: 4+