Mam dosyć ukrywania ciebie przed całym światem. Twoich kłamstw, skrytej nienawiści. Mam dosyć ukrywania własnego wstydu, udawania, że nic się nie stało. To koniec.

Pół świata nie wie, jak mnie traktujesz. Jak wysysasz codziennie ze mnie energię, jak niszczyłeś to, co do ciebie czuję. Teraz chyba nie czuję już nic, ale moje uczucia nie mają już najmniejszego znaczenia…

Powiedzcie mi, czy potraficie usiąść na szpilkach? Usiąść to jeszcze nie jest żaden problem. Natomiast powiedzcie, ile czasu wytrzymacie? Zejdziecie szybko? Najszybciej jak się da?

Na pewno, bo jesteście mądrzy. Mądrzejsi ode mnie.

Ja siedziałam na nich ponad 10 lat i nie nazwę tego aktem odwagi, a głupoty. Żadne poświęcenie, żadna wytrzymałość, żadna nadzieja. Nie naśladujcie mnie nigdy, nie próbujcie nawet!

Tego co zrobiłam, nie można przyrównać do przejścia po rozżarzonych węglach. Węgiel pali tylko przez chwilę, a mnie paliło tak długo. Głupotą jest stanie na węglu prawie pół życia, przyznacie?

Nie umiałam uciec, bo nie wiedziałam jak i gdzie. Myślałam, że wyrządzę krzywdę innym, ale tak naprawdę wyrządziłam ją tylko sobie.

Zawsze się uśmiechałam, robiłam dobrą minę do złej gry. Jeżeli znacie mnie osobiście, spotkaliście mnie kilka razy, zapewne zauważyliście, że chciałam wszystko zawsze załagodzić i zatuszować. Jednak zatuszować to można tylko białym, trwałym korektorem, bo bolesne doświadczenia narysowałeś czarnym, niezmywalnym długopisem. A niestety po korektorze zawsze zostaje biały ślad. To przestało być już niewinne. Przestało, bo…

tych śladów jest już za dużo. Zabrakło miejsca na rysowanie kolejnego bólu. Korektor przykrywa korektor, na świeżej warstwie próbowałeś znowu wyryć swój znak. Nie pozwolę na to.

Nie obejrzę się już za siebie. Nie przywołam cię do swojego życia. Nie będę udawała i oszukiwała całego świata, ale przede wszystkim siebie.

Tak, to już jest koniec. Nie pozostało już nic.