Tradycja w Bazylei
Z wielkich miast szwajcarskich Bazylea (obok Berna) wydaje się być miastem hołdującym w szczególny sposób tradycji. Ideały przeciętnego bazylejczyka da się streścić jednym zdaniem — nic nie zmieniać, bo tak jak jest, jest dobrze… Barwne targowisko przed pięknym XVI-wiecznym gotyckim ratuszem wydaje się być żywcem wyjęte z ubiegłej epoki: barwne stroje ludowe sprzedawczyń (wkładane niewątpliwie nie tylko dla umiłowania tradycji, ale i dla reklamy) mieszają się z żywymi kolorami owoców leżących na straganach. Kupujący, dostatnio ubrani, poruszają się spokojnie, niemal planowo. Nikt tu nie krzyczy, nie zachwala towaru, nikt się nie targuje. Ktoś kiedyś powiedział: ,,Szwajcaria jest pełna kupców, nie ma natomiast tam ani jednego handlarza”. Spokój. Nawołują doń nawet afisze (oczywiście w celach jak najbardziej utylitarnych — 50 tyś. samochodów bez względu na narodowość właścicieli zachowuje się bardzo hałaśliwie). Spokój tchnie też z zabytków architektonicznych — wspaniałej romańskiej katedry z XII wieku, kościołów Św. Klary, Św. Piotra, Św. Teodora, starego uniwersyteckiego budynku, dawnych patrycjuszowskich kamieniczek i szeregu innych mniejszych i większych starych budowli. Nawet dzielnica przemysłowa, a zajmuje ona. w Bazylei wcale znaczny obszar — chemia, farmacja, przemysł maszynowy i elektrotechniczny mają tu kilkanaście fabryk — wyzbyła się hałasu.