To już trzeci raz kiedy pobiegłem na warszawskim Ursynowie w Otwartych Mistrzostw Polski w biegu ulicznym na 5 km. Zawody co roku są na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym i sportowym. Za każdym razem mamy zagwarantowane świetne wyniki i start biegowej elity. Tak było również w tym roku, gdzie na starcie stawił się Łukasz Parszczyński, rekordzistą kraju na dystansie 3000 m, Bartosz Nowicki, brązowy medalista halowych mistrzostw Europy w Paryżu na dystansie 1500 metrów czy Yared Shegumo i Artur Kozłowski. Wśród kobiet największą gwiazdą była Iwona Lewandowska, wielokrotna medalistka długodystansowa.

Dla mnie za każdym razem ursynowska piątka jest bardzo ważnym startem. Bardzo szybka trasa gwarantuje uzyskanie dobrego czasu i walki o życiówkę pod warunkiem dobrego przygotowania fizycznego.

Dwa lata temu pobiegłem 21:50 co było wtedy bardzo dobrym wynikiem – relacja tutaj. Rok temu treningowo byłem trochę w czarnej dupie i pomimo walki na trasie pobiegłem identycznie jak w 2012. Również w czasie 21:50 -> relacja tutaj. Dlatego teraz tak ważne było dla mnie poprawienie wyniku w końcu po dwóch latach na tym trudnym dystansie. Bieganie w zawodach na 5 km nie jest łatwe. To niezwykle intensywny wysiłek w krótkim czasie i trzeba być dobrze i odpowiednio przygotowanym żeby uzyskać dobry wynik. Tutaj liczy się szybkość, a nie wytrzymałość . U mnie z tą szybkością jest generalnie słabo.

Zawody odbyły się w tydzień po połówce w Pilicy, gdzie dość znacznie poprawiłem wynik. Oznaczało to, że forma idzie w dobrym kierunku. W tygodniu zrobiłem przebieżki i szybkie odcinki. Czasy poszczególnych powtórzeń dawały nadzieję na poprawę życiówki.

Od kilku dni nad Warszawą było pochmurne i padał deszcz. To dobra wiadomość, ponieważ co roku na Ursynowie był piekarnik i żar lał się z nieba. To miła odmiana ponieważ znacznie łatwiej o szybki bieg, kiedy słońce jest zasłonięte chmurami. Pomijam wiatr, który jak zawsze hulał między ursynowskimi blokami.

Rozpisałem na ręce planowane czasy poszczególnych kilometrów  z wytycznymi i ruszyłem na linię startu. Plan był prosty – nie pobiec pierwszego kilometra za szybko, jak co roku. Pierwszy kilometr miał być najwolniejszy a nie najszybszy.

3,2,1 start… ruszyliśmy. Po 100-200 metrach widzę na zegarku tempo 3:50. Hola hola myślę i zaciągam hamulec, zwalniając do planowanego 4:20 żeby się nie zarżnąć na początku. 1 km wyszedł prawie idealne, czyli 4:18. Biegło mi się bardzo dobrze. Drugi kilometr, to nadal pilnowanie tempa. W tym wyścigu patrzyłem tylko na tempo, tętno w ogóle mnie nie interesowało. Wiem, że na pewno było wysokie Najgorsze były 3 km, kiedy miałem przyspieszyć. Było to przed nawrotem na długa prosta. Tam był największy kryzys, który przyszedł nieoczekiwanie wcześnie. Musiałem się pozbierać żeby utrzymać tempo.

Wbiegałem w aleje KEN, gdzie długa prosta prowadziła do mety. Trzeci km w 4:18 czyli dwie sekundy szybciej w stosunku do planu. Zbliżyłem się do czwartego kilometra. Miało być jeszcze szybciej, ale wyszło wolniej ponieważ tylko 4:24 (jak się potem okazało to był najwolniejszy kilometr).

Do mety zostało 1 000 metrów, widziałem już z daleka urząd dzielnicy, gdzie zlokalizowana była meta. Wiedziałem, że jak nie przyspieszę konkretnie to będzie dupa, a nie życiówka. O dziwo czułem się w miarę ok i ruszyłem do przodu, na 1 km przed meta wyrwałem do przodu.

Biegnę, 500 metrów do mety, jest już naprawdę ciężko, 200 metrów do mety, co chwila zerkam na zegarek – jest już 21:xx, myślę cholera i przyspieszam jeszcze bardziej. 100 metrów, meta… Ostatni kilometr w 4:04, czyli bardzo szybko jak na mnie. Czas na mecie…. 21:39 !!! Jest życiówka !!! Jest poprawa o 11 sekund. Jest radość, ponieważ w końcu udało mi się poprawić po dwóch latach wynik.

Ale w dzień po radości przychodzi refleksja, 11 sekund w dwa lata to słaby progres. Nie jest to dużo i apetyt jest na znacznie więcej. Ze swoim stażem biegowym powinienem biegać już chyba w okolicy 20 minut. Dopóki nie zrobię czegoś z masą i ćwiczeniami ogólnymi, to mogę o tym pomarzyć i nawet duża siła w nogach nie da mi ostatecznego sukcesu. Ostatni, szybki km pokazuje, że całość mogłem pobiec trochę szybciej. Ale ile bym urwał, kilka sekund, 5, 10?

Zdecydowanie wolę biegać dłuższe dystanse, 10 km, połówki i maratony, ale taki bieg na piątkę pokazuje stopień rozwoju biegowego. U mnie coś się w tym roku ruszyło, ale progres pozostawia trochę do życzenia. Słowa klucz na podsumowanie to: dieta i masa. Albo coś z tym zrobię i ruszę porządnie do przodu albo czeka mnie większa stagnacja w biegach na krótkich dystansach, z którą nie chcę się pogodzić. Wiadomo, biegamy dla przyjemności, ale skoro już startujemy w zawodach to wyniki też są ważne

Zawody okazały się być rekordowe pod względem sportowym. Była to najszybsza uliczna “piątka” w Polsce.

Wygrał Łukasz Parszczyński z rewelacyjnym czasem: 00:13:51. Mistrzynią Polski została Iwona Lewandowska uzyskując na mecie czas 00:15:54.

Wyniki
Mężczyźni
1. Łukasz Parszczyński – 00:13:51
2. Artur Kozłowski – 00:14:06
3. Łukasz Kujawski – 00:14:08
4. Oleksander Borysiuk – 00:14:12
5. Yared Shegumo – 00:14:17

Kobiety
1. Iwona Lewandowska – 00:15:54
2. Agnieszka Mierzejewska – 00:16:30
3. Justyna Korytkowska – 00:16:42
4. Lilla Fisikovici – 00:16:51
5. Ewa Chreścionko – 00:16:56

Na koniec ciekawostka. Wykres tętna i tempa z tegorocznego biegu:

A tutaj wykres z zeszłego roku:

Widać, że w tym roku mocno kontrolowałem tempo, ale mimo wszystko wykres tętna jest trochę dziwny. Chyba coś się dzieje z czujnikiem pomiaru.