A może by tak pojechać w Bieszczady? Ten slogan od kilku lat z pełnym powodzeniem funkcjonuje w internecie. Czy słusznie?

Na początku należy zaznaczyć, iż nie jest to miejsce, w którym klasycznie rozumiana turystyka święci triumfy. Wycieczki z opłaconym przewodnikiem, określoną na dany dzień listą atrakcji i przystanków również nie mają tu prawa bytu. Tak więc, czym kusi przyjezdnych kraina biesów i czadów?

Przede wszystkim spokojem. Oderwaniem od rzeczywistości. Mentalnością zamieszkującej ten teren społeczności. Nie bez powodu Bieszczady, były w latach osiemdziesiątych ziemią obiecaną każdego hipisa. Widać to zresztą po dziś dzień. Wycieczki do lokalnego baru, to okazja na spotkanie typowego bieszczadzkiego zakapiora. Choć faktem jest, że dziś, tych prawdziwych, zakrapianych chmielem piewców wolności jest znacznie mniej, to właśnie na nich skupia się cała uwaga przyjezdnych. Bogaty życiorys, oraz barwna wyobraźnia sprawiają, że zwyczajna turystyka, nabiera bardziej cech podróży duchowej.

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.